Pamiętam jak chciałam móc nosić swój własnoręcznie zrobiony sweterek. Od tego pomysłu odciągała mnie myśl, że sobie mnie poradzę. Obawiałam się, że sobie nie podołam zadaniu wyrobienia rękawów, o dekolcie nawet nie wspomnę :) Szukałam, szukałam i szukałam złotego środka. Eureka! Znalazłam go w Sandrze extra 5/2008- patchworkową tunikę. W oryginale była dłuższa, jednakże skróciłam ją wedle własnych potrzeb. Kwadratowy dekolt nie sprawił trudności przy wyrabianiu. W końcu dopiero raczkowałam w dziedzinie sweterków. Wybrałam beżową włóczkę z domieszką moheru. Kawałek po kawałku, podczas zimowego urlopu, powstawała tunika. Wraz z końcem urlopowego leniuchowania skończyłam sweterek. Ależ byłam (i nadal jestem) z niego dumna. Noszę go z wielką przyjemnością, chociaż dziś już wiem, że wzory i wykroje wcale nie są takie straszne i trudne do zrozumienia Nawet w wersji na drutach. Ale o tym dowiecie się w kolejnych postach :) W końcu to "cudo" powstało 2 lata temu, gdy nawet nie śniłam o blogu.
Pozdrawiam K :-)