środa, 19 kwietnia 2017

Jednorożec Roland

Są takie dni w życiu, kiedy nawet czekolada nie jest w stanie zmienić ponurego nastawienia do świata. Co w takich chwilach pomaga? W moim przypadku pomaga zajęcie czymś myśli... a nic tak nie zajmuje głowy i rąk (co najmniej na kilka godzin) jak dzierganie. Tak więc, przyszedł sobie taki beznadziejny dzień, kiedy to nosa poza powierzchnię kołderki nie miałam zamiaru wyściubiać. Wypełzłam z wyra tylko i wyłącznie... z powodu wyjątkowo toksycznego zapachu wydobywającego się z kuwety. Nie wiem- może RUDA KANALIA postanowiła robić za mojego ANIOŁA STRÓŻA i z czystą premedytacją zepsuła powietrze. No cóż,  jak już wylazłam z łóżka, ba, nawet zmuszona byłam na całe 15 sekund wyjść na zewnątrz aby zdetonować biologiczną atomówkę postanowiłam kopnąć ten ciulowy dzień w cztery litery i zrobić coś pożytecznego dla Pchłowego Świata. Skoro moje otoczenie malowało się wszystkimi odcieniami szarości, postanowiłam wydziergać coś, co nie będzie miało w sobie ani grama tego koloru (ogólnie nie mam nic przeciwko szarości, nawet ją lubię, ale niekoniecznie w wersji określającej mój nastrój). Zamykam oczy, biorę głęboki wdech i myślę...  chmurki- lizaki- cukrowa posypka- słodyczość- pingwin Szeregowy- tęcza- jednorożec. I rypsnęło mnie po czaszuni- tęczowy jednorożec to jest coś dla mnie. Zdecydowałam się na mini wersję kolorowego rumaka- aby zawsze był przy mnie w trudnych chwilach (głównie, kiedy niczym beduin śmigam do roboty o 4:45, swoją drogą chyba czas najwyższy odpalić rower i mieć dodatkowe 30 minut snu). Wytargałam z szafy zapas kolorowych kordonków, wypełnienie i szydełko serwetkowe i zaczęłam działać. Powiem Wam- podziałało, nawet nie zauważyłam, kiedy nastał wieczór i wypadało wgramolić się z powrotem pod kołderkę. Doczepiłam tylko karabińczyk do jednorożca i przytwierdziłam go do torebki, a następnego dnia... było o niebo lepiej. Wstałam skoro świt (czytaj około 10:00), zaparzyłam kawę, odczepiłam Rolanda od torebki i gapiłam się na niego z bananem na buzi i mruczącym kotem na kolanach ;-)
Pozdrawiam i tęczowego dnia życzę Wszystkim,
Pchła M.






niedziela, 9 kwietnia 2017

Konwersy

Pierwsze trampki za mną. Solenizantka szczęśliwa (bynajmniej mam taką cichą nadzieję). Teraz czas na uszczęśliwienie kolejnej- wiernej fanki Pchłowego bloga, niejakiej Zołzy. Trafienie w jej gusta to mission impossible. Czy mi się udało? To musi się wypowiedzieć sama Zołza, ale sądząc po jej minie...

W ubiegłym roku otrzymała Krople Rosy. Nie narzekała.☺Innym razem dałam upust swojej wyobraźni i zrobiłam...bikini i upragnione moherowe stringi do tego.☺ Sama chciała. A ja życzenia spełniam. Na cuda trzeba czekać kilka dni.☺

W tym roku obmyśliłam plan w stylu Zołzy (i moim też). Zrobiłam skarpetki pasujące kolorem do bikini. Żeby na plaży nie zmarzły jej stopy.☺W końcu sezon urlopowy się zbliża. Majówka już za pasem.

Tym razem pozwoliłam sobie na małe wariactwo kolorystyczne. A co! Zrezygnowałam z klasyki (choć ta nigdy z mody nie wychodzi). Czarne elementy w podeszwie oraz gwiazdę zrobiłam "ulubionym" kolorem Zołzy. Oczywiście wisienka na torcie, a raczej sznurówki w trampkach, nie mogły być białe, tyko pomarańczowe.







A tak prezentują się na nogach solenizantki. Co za modelka. Hmmmm.... chyba zatrudnimy ją na pół etatu w charakterze manekina. ☺




Pozdrawiam K :-)