Witajcie. Czy Wam też zaczyna udzielać się Bożonarodzeniowy nastrój? Taaak wiem, może to jeszcze za wcześnie, ale nie z perspektywy dziewiarki. W sumie z innej perspektywy to też już czas na wstępne przygotowania. Trza bigosu napitrasić, pierniczków napiec w ilościach hurtowych i takie tam inne pierdoły porobić za wczasu, żeby nie obudzić się z przysłowiową ręką w nocniku (fuuuujjj).
Dobra, ale nie o tym miało być. Też tak macie, że zabieracie się za coś z wieeelkim giga zapałem a później.... z bliżej nieokreślonej przyczyny odkładacie to na potem. Taaaa, w tym przypadku dopadł mnie taki właśnie syndrom. Zaczęło się z dwa lata temu, kiedy to otrzymałyśmy z Pchłą K worek włóczek. Znalazła się tam taka zabytkowa.
Niby to akryl a troszkę jakby moher.... Miejscami nierówna. No nic, zwinęłam ją w grzeczne kłębuszki. Zabawy przy tym było co niemiara, bo włóczka z racji włoskowatości była "haczliwa", poza tym zwinięta nie w takie tradycyjne jak na nasze czasy motki tylko w formie jakby ją matka prosto z nóg taboretu po praniu zdjęła. Latałam więc po całym mieszkaniu znacząc chodniki włóczki, przeklinając przy jej rozplątywaniu i pilnując podejrzanie przyczajonego kota. Każdy centymetr był na wagę złota, bo motków w tym kolorze miałam tylko 2.
Z racji ograniczonej ilości zasobu, w grę wchodziło praktycznie przerobienie zdobyczy na szalik lub chustę. I tu zaczyna się historia z przed roku. Wpadłam na pomysł udziergania komina/pelerynki z kapturem ale w kształcie..... sowy. I tak zabrałam się z wielką gorliwością do pracy. Żeby było śmieszniej, podstawę nawet zrobiłam. Znalazłam wzór nadający ciekawą fakturę dzianinie, ogarnęłam nawet giga kapturzysko i.... Skończyła mi się włóczka na zrobienie oczu i dzioba, w sumie żaden problem bo i tak planowałam dorobić podszewkę z jeszcze jednej warstwy dzianiny więc nic by nie stało na przeszkodzie, aby użyć zupełnie innej włóczki.... ale jakimś cudem odłożyłam robótkę i tak sobie leżała.... do teraz....
A teraz... calutki udzierg sprułam. Bo mi się koncepcja zmieniła. Stwierdziłam, że to już nie będzie sowa tylko rogaty świąteczny stworek. Ponadto, zmieniłam fason kaptura i dołożyłam drugą włóczkę w zbliżonym kolorze. Część pelerynkowo-kominowa miała zostać (znaczy się sam kształt), ale jak ją przymierzyłam, to B stwierdził, że wyglądam jak wojownik Jedi😁 dowcipniś, za karę uszczuplę mu świąteczny przydział bigosu 😁. To cóż mi zostało- sprułam więc charakteryzację rodem z Gwiezdnych Wojen i miałam zamiar dorobić szal, ale oczywiście nie stykło włóczki, więc zszyłam oba końce i powstał komin. Następnie zabrałam się za wyrobienie rogów, sznureczka i pomponów (uszka zapobiegawczo zrobiłam na początku, żeby później nie wyć do księżyca, że mi włóczki zabrakło)😁 Rogacz albinos gotowy, ruszam na podbój miasta😁
Pozdrawiam ciepło, Pchła M.
Pozdrawiam ciepło, Pchła M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz