Krótko mówiąc makabryczna masakra. Od 5 lat w kartonie przewalało mi się jakieś 450 g dziwnej włóczki po spruciu dużego swetrzyska. Najpierw nie miałam na nią pomysłu, potem cuś tam próbowałam z niej sklecić, aż w końcu się poddałam i przeznaczyłam ją na jakieś niby próbki. W ostatnich 2 latach kłębki niebieskiej paskudy wstępnie przeistaczały się w sweterek, potem w kocyk, potem w chustę. Nosz taki wredny materiał do pracy, że niejednego anioła by wyprowadziła z równowagi. Z powodu malejących zapasów nawłóczkowej powierzchni magazynowej dokonałam remanentu, a że wyrzucać nawet Tej ...olery nie miałam serca, dałam jej ostateczną szansę. Wymyśliłam sobie wiosenno-letni sweterek o dość luźnym splocie, wzór na listki znalazłam na YT. Chyba widmo wylądowania w śmietniku zadziałało na tą włóczkę mobilizująco, bo wyszło mi takie cuś, czego nawet nie jest wstyd założyć do ludzi. Czasami warto dać ostatnią szansę i się mile zaskoczyć.
Pozdrawiam, Pchła M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz