Szalona K już nieco uchyliła rąbka tajemnicy odnośnie przygody z drutami. Faktycznie, znalazłam na YT kanał Intensywnie Kreatywnej z instrukcją krok po kroku na bąbelkowe rękawiczki. Piękne były że ooooo, tylko u mnie skończyło się na syndromie jednej rękawiczki. No dobra, naumiałam się robić swoje pierwsze warkocze i bąbelki (wtedy to było coś, o ja cie- byłam taka dumna z siebie). No ale jak już wspomniałam- ja skończyłam na jednej rękawiczce, a K- jak to z uparciuchami bywa podjęła wyzwanie do końca (i wtedy też byłam dumna- z niej oczywiście).
Hmmm..... syndrom syndromem ale nie ma bata powiedziałam, trza się ogarnąć i pokazać K, że ja też potrafię! Tylko kurczę kicha tak latać razem po mieście w takich samych rękawiczkach, nie? I wtedy..... w naszym życiu pojawiła się kolejna instrukcja dla "drutowo ociemniałych, ale ambitnych" ;-) Znalazłam przepiękne, ślicznościowe rękawiczki naszpikowane warkoczami jak młodociani wyznawcy reggae, którym rodzice nie pozwolili na dredy. Poczytałam, pooglądałam, myślę sobie dobra- spróbuję. Powiem wam, że wyszły, mnie, leniuchowi i poddawaczowi drutowemu!!! Z tej radości trzeba było dokupić do rękawiczek..... torebkę ;-)
Nooo, i tak to było z tymi drutami. Dzisiaj to już zupełnie inna, wciąż niekończąca się bajka...
Pozdrawiam, M ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz