W trakcie mojego wrześniowego urlopu przeglądałam zapasy włóczek. Troszkę za dużo mi się tego nazbierało. Wiecie jak to jest, tu motek za dużo, tam trzy motki więcej...
W łapki wpadły mi dwa kolory - róż i morze północne. Zamówiłam je rok temu na jakiś projekt, którego nie wydziergałam, a potem zmieniłam koncepcję. Nie pytajcie co, bo nie pamiętam. Ja bym to nazwała peselozą. Moja przyjaciółka twierdzi, że to pewna forma roztargnienia, która od jakiegoś czasu rządzi w mojej głowie. 😉
Tak, tak. Ostatnio wyrzuciłam banderole od włóczki... Zapomniałam, że jeszcze będę zamawiać ten kolor i wypadało wiedzieć jaki. Powiecie, że powinnam sprawdzić poprzednie zamówienie. Gdyby nie fakt, że zamawiałam 3 odcienie szarości, a potrzebowałam domówić tylko jeden z odcieni...
Wracając do meritum... (jestem "miszczem" dygresji)
Wymyśliłam sobie komin i czapkę. Skorzystałam ze wzorów Reni. Jak pewnie się domyślacie, bardzo je lubię i często korzystam. 😊
Komin poprawiałam trzy razy, bo źle odczytałam wzór. Można? Ano można. 😄
Może i wzór nie jest jakoś super extra widoczny. Kolory się nieco "zlewają", ale mi się podoba i już. Będę nosić i kwiatkami poprawiać nastrój w nadchodzące depresyjne dni.
A przy okazji, gdy wracałam z pracy... Nie mogłam sobie odmówić zrobienia zdjęcia.😊
Pozdrawiam K :)