Ptaszynowy szał trwa w najlepsze. Co jedna chusta zejdzie z drutów, to druga cichaczem na nie wskakuje- a może to wina drutów, że tak kuszą włóczuniunię? Tym razem powstała ptaszynka z włóczek moherowych z serii Alize Angora ( i taaak, stwierdzam, że dla mnie krótki włosek to jest to). O dziwo włóczka mnie nie gilga, nie drapie, jest przyjemnie miękka. W moim zapasie zdobyczy pourlopowych miałam jeszcze skitrany motek melanżu z metalizowaną nitką. Stwierdziłam, że kolejne urodziny pewnej zawziętej, pozytywnie upartej i kochanej pannicy są idealną okazją na wykorzystanie tego konkretnego moteczka. Fakt- tajemnica jest jedna: nie sądziłam, że ten melanż ma tyle różu, skupiłam się bardziej na mieszance brązów przechodzących do ciemnego brudnego różu. Z drugiej jednak strony, ten "różowy róż" daje taki rozjaśniający efekt, chusta nie jest hmmm, przytłaczająca? smutna? toporna?
Nic, lepsze jajca były z kolorem tła, za żadne skarby świata nie mogłam znaleźć tego koloru idealnego, i taaak, Pchła K doprowadzana była wręcz do szewskiej pasji, gdy każdą propozycję odrzucałam i próbowałam przemycić.... czarny. Aaaale, w końcu znalazłam ten kolor idealny ( przynajmniej dla mnie). Kolor o wdzięcznej nazwie Jasnobiszkoptowy ( Alize Angora Gold kol. 67) stał się tłem dla urodzinowej ptaszynki. Druty wybrałam standardowe jak dla mnie a przy okazji jedne z moich ulubionych bo nie pozwalają mi na "ciasne" dzierganie czyli bambusowe 4 mm na lince stalowej. Dzięki nim chusta jest zwiewna, jednocześnie na tyle duża, że przy otuleniu się nią jest cieplutko.
Pozdrawiam, M.
Ach ta niteczka, daje wrażenie jakby piórka obsypane były brokatem.