Historia pewnych skarpetek jest krótka. Jednym słowem "spontan". A jak to było? A było to tak...
Był piękny czerwcowy weekend. Długi weekend. Miałam zasłużone dni wolne od pracy. Zawodowej oczywiście. Wolnego od dziergania to ja sobie nie wyobrażam! Co to to nie!
Kawa sparzona, film wybrany. Zaczęłam machać szydełkiem. Dzwoni telefon. Kogo to niesie o tak wczesnej porze? Toć to noc prawie (czytaj godzina 10:00). Patrzę, dzwoni A. Zamiast filmu mogą być babskie ploteczki, a co! ☺
Baby, jak to prawdziwe baby przystało, muszą pomarudzić, ponarzekać. Aż tu nagle A. mówi mi że idzie na wieczór panieński i nie ma pomysłu na drobny gadżet dla przyszłej Panny Młodej. Może Ona nie ma, ale ja owszem. ☺
Nie zastanawiając się mówię: "Skarpety!". Pomysł został od razu zaakceptowany. Cudotwórcą nie jestem. "Na internetach" znalazłam zdjęcia takich skarpet. I pozwoliłam skorzystać z ich pomocy. Od siebie dodałam tyci plemniczki, które Pchła M nazwała Potomkami Wikingów. Co jak co, nazwa przypadła mi do gustu ☺
Za...!!! hm ten tego, no zabójcze są!
OdpowiedzUsuńHihihi, na panieński idealne :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję:-) "Coś" dla Panów też już jest ;-) Ale to niebawem
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie M & K :-)