Ajajaj, jak ten czas ucieka w szaleńczym tempie. Człowiek się nie obejrzy, a tuż za rogiem czeka lato. Fakt, może nie do końca w pełni, ale trzeba cieszyć się tym co jest i nie narzekać. Prawda?
Przyznam się, że ostatnio w moim otoczeniu królują papiery brokaty dziurkacze farbki i kredki, ale to nie znaczy, że zaniechałam swoich mocnych postanowień noworocznych. Nadal dzielnie walczę z zapasami włóczek, które posiadam (a teraz w tajemnicy - tylko nikomu nie mówcie zdarzyło mi się kilkukrotnie kupić nowe motki, cóż kto z nas nie popełnia takich małych grzeszków 🤭).
Dobra, ale wracając do faktu mojej walki z resztkami włóczek, opowiem słów kilka o historii narodzin bluzeczki o wdzięcznej nazwie Mamma Mia dostępnego na stronie sklepu Ombrelki. Powstała ona z resztek ombre motka po bluzce Elizabeth. Dokupiłam jedynie mniejszy motek ostatniego koloru. Skusiłam się na ten model, gdy tylko zobaczyłam wersję innej dziewiarki, która wykonała bluzeczkę z motków ombre.
Dobra, ale wracając do faktu mojej walki z resztkami włóczek, opowiem słów kilka o historii narodzin bluzeczki o wdzięcznej nazwie Mamma Mia dostępnego na stronie sklepu Ombrelki. Powstała ona z resztek ombre motka po bluzce Elizabeth. Dokupiłam jedynie mniejszy motek ostatniego koloru. Skusiłam się na ten model, gdy tylko zobaczyłam wersję innej dziewiarki, która wykonała bluzeczkę z motków ombre.
Muszę przyznać, że bardzo przyjemnie dziergało się ten projekt, a sam fason to jest chyba to, co tygryski lubią najbardziej: piękna góra rozkloszowane rękawki i ta ozdobna baskinka -cud miód i orzeszki. Nic tylko czekać na kolejne resztki motków ombre 🤭
Pozdrawiam, Pchła M 😘
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz